sobota, 28 czerwca 2014

Włoch z Biedronki - Venezia Giulia Pinot Grigio Puiattino 2013

Mistrzostwa Świata wkraczają w decydującą fazę, a nam w końcu udało się sięgnąć po butelkę z biedronkowej oferty win włoskich. Pinot grigo to szczep będący mutacją czerwonej odmiany pinot noir, bardzo popularny w Alzacji i właśnie w północnych Włoszech. 

Nasza butelka to Venezia Giulia Pinot Grigio Puiattino 2013 w cenie 24,99 z, od dość znanego producenta Puiatti. Biedronka konsekwentnie podąża obranym kierunkiem, aby w wyższej kategorii cenowej pokazywać wina znanych marek. Niestety bardzo często odstają one od flagowych produktów danego producenta.

Wino o kolorze maślano-słomkowym. Mimo, że o lekkim ciele, zostawia na szkle regularne łzy. Mamy tutaj 12,5% alkoholu. Nos początkowo bardzo zamknięty. Dopiero po ogrzaniu czujemy nuty jabłek, trochę melona i cytryny. Zapach jest bardzo świeży i orzeźwiający. W smaku nienachalna kwasowość, ale i owoce nie są na pierwszym planie. Finisz lekko słonawy. Jest lekkie, rześkie, ale brakuje mu wyrazistości. 

Robert: Bardzo neutralne wino. Nie za wiele da się o nim powiedzieć. Przypominało mi trochę bezimienne wina stołowe, które można spotkać we włoskich restauracjach. Nie wzbudza zachwytu, ale i nie odrzuca. Mgliste. 81/100

Marta: Dla mnie totalne zaskoczenie, bo jak tu cokolwiek powiedzieć, jak się nic nie czuje?! 
Pomyślałam, że może za bardzo schłodzone, ale nawet chwila w temperaturze pokojowej na niewiele się zdała. Alkohol niewyczuwalny, zapach słaby (nie pytajcie jaki - bo nie wiem), płytkie, słabe, czy rześkie?  Możemy nieco nagiąć fakty i postawić na lekkość i minimalną rześkość. Niestety moich powrotów nie będzie...

Ocena - średnie.

czwartek, 26 czerwca 2014

Casa Silva w Wejman Wine Barze - relacja

Wielkim fanem win z Chile nie jestem. Wydają się w większości do siebie podobne, epatują łatwą i przyjemną owocowością, ale co najważniejsze brakuje w nich jakiegoś drugiego dna. Dlatego głównym powodem, dla którego wybrałem się na wczorajszą degustację win z winnicy Casa Silva, była chęć poznania nowego miejsca na winiarskiej mapie Warszawy - Wejman Wine Bar.

Casa Silva to winnica leżąca w Colchagua Valley - drugim obok Maipo Valley najbardziej znanym regionie winiarskim Chile. Jak opowiadał nam prowadzący degustację Benoit Grima, rodzina Silva wywodzi się z Saint-Emilion w Bordeaux, a do Chile przeniosła się pod koniec XIX w. Stała się dzięki temu pierwszym zagranicznym rodem, który założył winnice w Dolinie Colchagua. Obecnie familijny biznes prowadzi czwarte i piąte pokolenie winiarzy. Przyświeca im idea - połączyć "power" win z Nowego Świata z elegancją Europy. Dodatkowo przykładają dużą wagę do terroir: posiadają pięć stanowisk w różnych częściach Doliny, tak, aby do każdego szczepu dobrać najlepsze dla niego warunki.

środa, 25 czerwca 2014

Wyblakła Biedronka - Paço do Monsul Branco 2012

Quinta de Vallado to portugalski producent; wino Vallado i kulisy jego wprowadzenia do oferty Biedronki, wywołały kilka miesięcy temu ożywioną dyskusję w winiarskim świecie. Warto jednak pamiętać, że wcześniej w dyskoncie można było zakupić niższą półkę tego producenta Paço de Monsul (zarówno w wersji czerwonej jak i białej). Nadal w niektórych sklepach można znaleźć pojedyncze butelki, przecenione na 16,99 zł.

Próbujemy Paço do Monsul Branco 2012. W butelce mamy połączenie szczepów: Moscatel Galego Branco, Rabigato, Codega do Larinho i Malvasia Fina. 

W kieliszku wino niemal bezbarwne, w kolorze delikatnego białego złota, z żółtawymi refleksami. Na szkle pozostawia regularne, ładne łzy. Ma 12,5% alkoholu. Zapach jest rześki i świeży. Wino wyjęte bezpośrednio z lodówki pachnie tropikalnymi owocami - marakują i bananem. Gdy nieco się ogrzeje do głosu dochodzą miodowo-kwiatowe aromaty pochodzące od Moscatela. W ustach trochę za mało ciała i koncentracji, nieco rozwodnione. Kwasowość niska, finisz lekko gorzkawy w tonacji grejpfruta.

Robert: Wino zakupione głównie z myślą o zastosowaniu kulinarnym (użyliśmy je do risotto). Okazało się, że jako lekkie wino na wieczór również się sprawdza. Nie ma co się w nim doszukiwać jakiejś wielkiej klasy, ale jest przyjemny nos, świeże usta. Za 17 zł nie narzekajmy. 81/100

Marta: Ponarzekajmy trochę: wino nie może być jak zmywacz do paznokci, który paruje i chwile po nie mamy już ani jego intensywności ani charakteru! Faktycznie cena nie jest wymagająca, ale butelka nie powala.

Ocena - dobre ( - od Marty) 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Francja z Lidla #4 - Ventoux Vieilles Vignes 2011

Mont Ventoux by Gemini1980
Pogoda nie rozpieściła nas w ten "długi weekend". Taki początek lata sprawił, że poczuliśmy ochotę na coś bardziej rozgrzewającego. Ostatnio winiarska blogosfera skupiła się na nowej, włoskiej ofensywie Biedronki, my jednak - dla odmiany - otworzyliśmy kolejną butelkę z francuskiej oferty Lidla - Ventoux Vieilles Vignes 2011 z konkretną 15% dawką alkoholu!

Próbowane wcześniej wina z Doliny Rodanu (Font du Mirail i Cotes du Rhone Villages) były lekkie i owocowe; poprawne, ale jak się okazywało i bez większej historii. Mont Ventoux, góra od której nazwę wzięła sama apelacja położona w jej okolicach, to potężny szczyt o wysokości 1912 m.n.p.m. Popularnie znany jest pod nazwą „Géant de Provence” (z franc. Olbrzym Prowansji). Do tej pory kojarzył się nam z heroicznym podjazdami podczas Tour de France. Oby ten wysoki poziom alkoholu nie okazał się szczytem nie do zdobycia.

Wino jest kupażem Garnachy, Syrah i Carignan. W kieliszku ma kolor dojrzałych czereśni, z lekkimi purpurowymi refleksami i ładnym połyskiem. Na szkle widzimy liczne, gęste łzy. Początkowo alkohol rzeczywiście przytłacza - czuć go zarówno w nosie jak i w ustach. Zdecydowanie warto dać tej butelce pooddychać. Po trzydziestu minutach alkohol odpływa, a pojawiają się aromaty roślinne, dojrzała czereśnia, pestki i delikatne zioła. W smaku dobra kwasowość, znowu czereśnie i spinające to wszystko: szorstkie, drewniane taniny. O zawartości procentowej tego wina świadczy ciepło, które przyjemnie rozchodzi się po organizmie.

Robert: Chyba nie zostanę fanem win znad Rodanu. Bo choć są one ładnie owocowe, soczyste i świeże, to brakuje mi w nich jakiegoś drugiego dna. W dzisiejszej butelce na plus mamy ładne wkomponowanie 15% alkoholu w strukturę wina oraz niewygórowaną cenę (19,99 zł). Ogólnie ode mnie 82/100.

Marta: Typowy przedstawiciel Doliny Rodanu. Dobry wybór dla osób lubiących te klimaty (niebeczkowane wina o średnim ciele). Brakuje tylko kominka, bo rozgrzewający klimat wina wprowadza w odpowiedni nastrój. Przyjemny jak na wysoką zawartość alkoholu, łatwo wyczuć czereśniowe nuty i drewniane tło. Jest jednak stanowczo za mało niespodzianek.

Ocena - dobre.

piątek, 20 czerwca 2014

Riesling #7 - Cleebourg Alsace Riesling 2010 (Leclerc)

Ostatnio w Leclercu trafiliśmy na francuski tydzień. Spośród kilku win, które zostały przecenione, wybraliśmy alzackiego rieslinga za 29,99 zł (przeceniony z 55 zł). Mamy ten sam szczep, region i cenę jak w przypadku degustowanego Terres Calcaires z Lidla, dlatego porównaliśmy te dwa wina.

Dzisiejsza butelka to Cleebourg Alsace Riesling 2010. Producentem jest Cave Vinicole de Cleebourg. Winnice leżą 60 km na północ od Strasburga na zboczach Północnych Wogezów. Już w IX w. dominikanie zaczęli tam uprawiać winorośle; rosną one na iłowych, gliniastych i marglowych glebach, z ekspozycją na południe i południowy zachód.

Wino o ładnym złotym kolorze, z zielonkawymi refleksami. Zostawia na kieliszku delikatne łzy, wydaje się lekko zbudowane - ma 12% alkoholu. Aromaty są schowane, matowe. Czujemy zielone, niedojrzałe jabłka i melona. Całość jest surowa, by nie powiedzieć mineralna. W smaku fajnie zaznaczona kwasowość. Wydaje się ona tym bardziej widoczna w zniwelowanym finiszu, który utrzymuje się w rejestrze limonkowo-cytrynowym. Mamy nuty agrestu, a w tle zioła.

W porównaniu do lidlowej butelki, dzisiejsze wino wydaje się bardziej żywe i radosne. Kwasowość jest zdecydowanie wyższa, orzeźwiająca i nie pozwalająca na nudę. 

Robert: Bardzo fajny riesling! Mamy trochę (ale też nie za dużo) owoców, wyraźną kwasowość i rześkość godną tego szczepu. Jako aperitif przed wieczornym grillem sprawdził się znakomicie. Z chęcią spróbowałbym go do ryby - to mógłby być hit. Daję 86/100.

Marta: Krystaliczne i przenikliwe, z nieco zmineralizowaną kwasowością. Ale dla mnie za bardzo matowe, nie potrafię dookreślić czego właściwie mi brak. Trochę zaskoczyło mnie drażniące uczucie szczypania w język, ale taki mamy klimat! - bez wątpienia, innym razem w doskwierającym upale, spełniłby swoją orzeźwiającą rolę.

W tym pojedynku Leclerc zdecydowanie wygrywa z Lidlem.

Ocena - bardzo dobre.

wtorek, 17 czerwca 2014

Organiczne Winne Wtorki - Falcata Bio 2012

Dzisiejszy winno-wtorkowy tematu padł ofiarą naszej propozycji. Postawiliśmy na wina organiczne. Wśród bloggerów pojawiła się krótka dyskusja, która potwierdziła że pojęcie "wina organicznego" ma wielorakie znaczenie.
Mówiąc najprościej są to wina, przy których produkcji nie stosuje się produktów chemicznych tj. nawozów czy środków owadobójczych. Podczas winifikacji nie używa się składników pochodzenia zwierzęcego, a siarka dozwolona jest w ilości znacznie mniejszej niż w "normalnym" winiarstwie. Istnieją organizacje (Agrocert, Aclave czy Ecocert), które nadają specjalne certyfikaty winnicom, jakie przestrzegają powyższych zasad. Co ciekawe nazwa "wino organiczne" została dopuszczona do używania w Unii Europejskiej dopiero w 2012 r. Istnieje też odrębna kategoria win biodynamicznych, które idą jeszcze krok dalej. Winnice traktuje się wtedy jak żywy organizm, do nawożenia używa się produktów wytworzonych wewnątrz gospodarstwa, zaś przy uprawie ważną rolę odgrywają m.in. fazy księżyca. Przy całej tej tematyce nasuwa się pytanie: jaka jest granica prawdy pomiędzy "zielonym" marketingiem, a rzeczywistą troską o środowisko...
Jedno jest pewne, wina organiczne to ciekawy trend, który na pewno będzie się cieszył coraz większą popularnością. 

Wybrana przez nas butelka to Falcata Bio 2012 z winnicy Pago Gran Casa (DO Valencia), położonej na 50 hektarach, ok. 50 km na południe od Walencji, na wysokości 530 m.n.p.m. Butelkę zakupiliśmy w Winnym Garażu w cenie 33 zł.

Falcata to nazwa starego Iberyjskiego miecza. Jej długość odpowiadała ramieniu wojownika, który był grzebany razem z nią po śmierci. Butelka stanowi kupaż Garnachy, Syrah, Monastrell, z niewielką ilością starannie wyselekcjonowanego Merlota. Fermentacja i maceracja następuje w stalowych zbiornikach w kontrolowanej temperaturze. Każdy szczep fermentuje osobno, na jego naturalnym osadzie. Dodatkowo, część wina przez trzy miesiące dojrzewa w beczkach. Na sam koniec, jeszcze przed wypuszczeniem na rynek, odpoczywa w butelkach przez kolejny kwartał.

W kieliszku piękny burgundowy kolor z fioletowymi refleksami. Jest delikatnie transparentne i pozostawia na kieliszku rzadkie łzy. Ma 14% alkoholu, ale bardzo ładnie wtopionego w strukturę wina. W zapachu ulotne, z delikatnymi nutami wanilii i żywicy, ale stanowiącej jedynie tło radosnej i świeżej śliwkowej owocowości. Soczyście kwaskowe, jagodowe, z łagodnymi taninami i lekko metalicznym posmakiem.

Robert: Hiszpania w niedocenianej przez nas Polaków postaci. Nie ma tutaj przytłaczającej i pokrywającej wszystko beczki. Jej aromaty stanowią tylko ładne tło i dopełnienie owoców. Całość jest lekka i rześka. Może brakuje trochę koncentracji, ale w letni wieczór przymykam na to oko i daję 85/100.

Marta: Czuję suszone zioła, zapach świeżo ściętego drzewa. Zaraz dostanie mi się, za to że koloru nie można wyczuć nosem, ale nasuwają mi się skojarzenia soczystej, trawiastej zieleni. Zostawia ona przenikliwe doznania, nawet trochę drażni. Smak wzbogaca się nieco słodyczą, czuję ciemne, leśne owce, które całości dodają rześkości. Przyjemna, organiczna pozycja.

Ocena - dobre+.

Jakie wina organiczne popijali inni:
Winiacz - Parra Jimenez Demeter Syrah 2013
Czerwone czy białe - Mont'Albanno Grillo 2012

niedziela, 15 czerwca 2014

Francja z Lidla #3 - Château Andron Blanquet 2007

Musimy przyznać, że nadal podchodzimy do Bordeaux z pewnym szacunkiem należnym legendzie. Trochę jest w nim respektu, trochę obaw, nieco dystansu. Przede wszystkim zdajemy sobie sprawę z faktu, że klucz do Bordeaux leży też w jego cenie, a jako że nie jesteśmy w chińskiej przewadze "kolekcjonerów=inwestorów" i nie możemy zaliczyć je do naszych luksusowych rozrywek, rzadko zdarza się sięgać po dobre butelki. 
Możliwości mamy mniejsze od azjatyckich przedsiębiorców ale ostatnio korzystając z promocji, kupiliśmy Château Andron Blanquet Saint-Estèphe Cru Bourgeois 2007 (butelkę przeceniono o połowę ceny).

Leżący na lewym brzegu Żyrondy region Médoc śmiało może być nazywany mekką fanów wina. Takie nazwy jak Lafite, Latour czy Mounton stały się synonimem bajecznie drogich win, zwykle niedostępnych przeciętnemu człowiekowi. Saint-Estèphe to leżąca najbardziej na północ i najmniej ceniona z czterech głównych apelacji Médoc (obok Pauillac, Saint-Julien i Margaux). Wina z Saint-Estèphe są uważane za mało eleganckie, pozbawione finezji, chłopskie i kanciaste. W porównaniu do leżącego na południe Pauillac są zwykle twardsze, bardziej taniczne, co prawda aromatyczne, ale o wątlejszym ciele. 

Château Andron Blanquet leży na południowo-wschodnim krańcu Saint-Estèphe i graniczy z chyba najbardziej znaną winnicą tej apelacji: Château Cos d`Estournel. Dominują tutaj żwiry leżące na twardym, obfitującym w żelazo piaskowcu. W butelce mamy typowy dla Médoc kupaż: Cabernet Sauvignon, Merlot i Cabernet Franc.

Wino jest w kolorze ciemnych wiśni. Głębokie, niemal czarne z delikatnie różową obręczą i ładnymi łzami (13% alkoholu). Aromatyczne - czujemy porzeczkę, paprykę (ewidentny wpływ Cabernet Sauvignon), ale też nuty pieprzne i roślinne. Zapach jest gęsty, pełny, tłusty, niemal daje się pochwycić w palce. W smaku za to niezbyt rozbudowane. Czujemy kwaskowate owoce z dobrze wtopnionymi taninami. W tle ładnie komponują się delikatne nuty ziemiste.

Robert: W tym winie nie chodzi o epatowanie owocami, czy o nadmierną agresywność tanin. Kluczem jest za to balans i harmonia. Każdy kieliszek roztacza przed nami nowe odcienia i barwy. Szkoda je pić, skoro sam zapach upaja. Bordeaux nie są moimi ulubionymi winami, ale uczę się cenić ich klasę - 87/100.

Marta: Nigdy (chyba!) nie zostanę wielką fanką Bordeaux, bo do tego potrzeba pasji i cierpliwości, a ja wino traktuję jak przygodę a nie sztukę życia. Kiedyś czytałam, że azjatyccy turyści biorą Bordeaux za iPhona czy inną nowinkę technologiczną, którą trzeba po prostu mieć. Ja inwestorem nie jestem, chciałabym jednak nauczyć się doceniać tę elegancję i umieć z nią sobie poradzić...
Czuję przewagę zapachu nad smakiem. Jak na Bordeaux i moje obawy, chyba brak mu ciężkości i dlatego warzywne klimaty nie mają możliwość rażenia przesytem. Stąd spodobała mi się jego aromatyczność i optymalny poziom rustykalizmu. 

Zdecydowanie warto je spróbować zwłaszcza, że nieczęsto zdarza się okazja, by napić się 7-letniego Bordeaux w takiej cenie.

Ocena - bardzo dobre.

piątek, 13 czerwca 2014

Na inagurację Mundialu - Cuvée de Tête 2010 z M&S

Jakiś czas temu głośno było o zorganizowanej przez Marks&Spencer przecenie niebeczkowanych win ze starszych roczników. Skusiliśmy się wtedy na dwie butelki; Macon Rouge już "za nami", teraz przyszedł czas na Cuvée de Tête 2010.

Wino, podobnie jak poprzednie, pochodzi z Burgundii, tym razem z apelacji Brouilly. Jesteśmy w Beaujolais, w kieliszku mamy więc flagowy szczep tego regionu - gamay. W procesie winifikacji zastosowano macerację węglową. Polega ona na poddaniu fermentacji całych winogron (bez uprzedniego zgniecenia). Sok fermentuje w środku owoców, a następnie ulegają one samoistnemu zgnieceniu pod wpływem ciężaru i ciśnienia wydzielającego się dwutlenku węgla. Fermentacja przebiega wtedy bardzo szybko, ale odbywa się to kosztem zdolności starzenia się takiego wina. Dlatego otwierając butelkę rocznika 2010 byliśmy pełni obaw...

W kieliszku wino o soczystym kolorze dojrzałych czereśni. Jest transparentne, z bardzo delikatnym połyskiem i średnimi łzami. Dość lekkie - 12,5% alkoholu. W nosie na pierwszy plan wysuwają się aromaty płatków róży. Czujemy też niedojrzałe, kwaśne wiśnie; w tle również nuty ziemiste i zioła. Zapach jest lekko perfumowany, ale trzyma się w ryzach i nie jest przesadzony. W smaku dobra kwasowość. Nieagresywna i fajnie orzeźwiająca rześkością czerwonych porzeczek. Finisz krótki, delikatnie taniczny.

Robert: Idealny przedstawiciel letniej czerwieni. Do inauguracji Mundialu pasowało jak ulał. Taki brazylijski styl - lekkość i finezja. Maceracja węglowa odcisnęła piętno w intensywnie owocowym bukiecie. Mi to pasuje i daję 85/100.

Marta: Zgadzam się z Robertem, że butelka wypada bardzo korzystnie, jednak daleka jest od mojego ideału. Wino niby nie jest za ciężkie, ale dzikość róży w zestawieniu z owocowością robi swoje. Na szczęście jest gdzieś na granicy mojej wytrzymałości na elegancję Gamay, dlatego zniosłam jego harmonię i przegraną Chorwacji, której kibicowałam.

Wino okazało się nadal aromatyczne, świeże i żywe. W przecenie po 26 zł o klasę wyprzedza większość win z tej półki. Ciekawe jak smarowałoby rok-dwa wcześniej..

Ocena - dobre+.

czwartek, 12 czerwca 2014

Riesling #6 - Steinmühle Riesling Trocken 2012

Rowery to nasza wieloletnia pasja, staramy się poświęcać jej każdą wolną chwilę. Zdarza się, że po pracy potrafimy godzinami zwiedzać warszawskie dzielnice, dziś padło na Wawer a potem Międzylesie, zielone uliczki i stylizowany "nadmorski klimat" przypadł nam do gustu. Po długiej wycieczce sięgnęliśmy po coś orzeźwiającego. Wybór padł na degustację kolejnego rieslinga - Steinmühle Riesling Trocken 2012. Wcześniej mieliśmy już możliwość spróbować słodkiej wersji od tego producenta, i wypadła całkiem przyjemnie.

W kieliszku wino w kolorze jasnozłotym, z ładnym połyskiem i bez łez. Butelka ma 12,5% alkoholu, ale wino jest lekkie i świeże. Zapach nie jest intensywny, wręcz skąpy i schowany. Zdominowany przez tropikalne owoce - głównie melona. Czujemy też nuty gruszkowe, a w tle delikatną pieprzną ostrość. W ustach dobrze zaznaczona, orzeźwiająca kwasowość. Rozpoznajemy limonkę i kwaśne jabłka. Całość zakończona słonawo-gorzkawym finiszem. 

Zapach nie wybija się nadmiernie, smak choć przyjemny, pozbawiony jest niuansów. To wino jest jednak pełne klasy - ma to coś czego szuka się w rieslingu: dobrą kwasowość, orzeźwienie, lekkość i żwawość.

Robert: Najlepszy ze smakowanych tej wiosny rieslingów. Dobry balans kwasowości i owoców. Wino mnie nie znużyło, każdy kieliszek cieszył jeszcze bardziej, co w białych jest rzadkością. Kojarzy się z kruchym zielonym jabłkiem, cierpkim, pełnym kwaskowego soku, ale też podszytego słodyczą. Daję 87/100.

Marta: Przyjemny i kwasowy; wysiłek producenta powinien być doceniony. Jestem fanką rieslingów, ten może ma trochę za krótki finisz, ale takie rozwiązanie dodaje mu lekkości i soczystości. Zachowuje dobre proporcje i dzięki temu tak dobrze się sprawdza.

Butelkę kupiliśmy w Winnym Garażu w cenie 42 zł.

Ocena - bardzo dobre.


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Weekendowe chianti - Villa Montorsoli Chianti 2011

Za nami piękny weekend! Razem ze znajomym spędziliśmy go poza miastem; wieczorem niedzielni kierowcy dali nieźle popalić, ale pozytywnie zmęczeni i głodni, wspólnie upichciliśmy steka z jarmużem i do tego podaliśmy chianti. 
Wybór padł na Villa Montorsoli Chianti 2011 z Castelfiorentino. Wino kupione w Almie w przecenie po 34,99 zł (cena regularna ok. 48 zł). Sangiovese jest tutaj uzupełnione szczepami canaiolo (10%) merlot (10%).

Kolor prezentuje się nieco żywiej niż w typowym chianti: bordowy z fioletowymi odblaskami. W kieliszku zostawia łzy o średniej intensywności. Niestety wino ma dla nas podstawową wadę: alkohol nie wtopił się w całość. Czujemy go wszędzie - w nosie i ustach. Smakuje bardziej jak truskawkowa nalewka niż chianti. Kwasowość niska, wino jest słodkawe. A same taniny gdzieś daleko w tle. Po aromatach smażonych konfitur spodziewalibyśmy się wina "gęstego jak galaretka", które można kroić nożem. Niestety jest odwrotnie - brakuje mu ciała i jest rozwodnione.

Robert: Owocowość jest tutaj zbyt dosłowna. Brakuje jakiejkolwiek tajemnicy, czy niuansów. Nie po to kupujemy chianti, by napić się truskawkowej nalewki i to bez odpowiednich dla nalewki procentów :) Niewarte swojej ceny! 78/100

Marta: Wino zupełnie nie w moim stylu. Nie lubię butelek, w których pierwsze skrzypce grają alkoholowe nuty i trudno skupić się na czymkolwiek innym. Taka dominanta może i znajdzie swoich miłośników, ale mnie do siebie nie przekonała. 

Ocena - kiepskie.

sobota, 7 czerwca 2014

Z prezydenckiego stołu - Kaitui Sauvignon Blanc 2013

Markus Schneider nazwał swojego sauvignon blanc: Kaitui (krawiec), co jest tłumaczeniem jego nazwiska na język maoryski. Krzewy, na których rosną winogrona użyte do produkcji tego wina sprowadził właśnie z ojczyzny Maorysów - Nowej Zelandii. Do ciekawostek należy informacja, że Angela Merkel częstowała tym winem Baracka Obamę w czasie jego wizyty w Berlinie. Podczas naszej ubiegło-weekendowej wizyty u Wojtka w Winnym Garażu, dostaliśmy butelkę tego wina na spróbowanie (w regularnej sprzedaży pojawi się już za 1-2 tygodnie, w cenie ok. 50 zł). Sprawdziliśmy młodszy rocznik, niż ten którym był przyjęty President of United States.
 picture source: detroidnews.com

Wino w kolorze białego złota, delikatnie mieniące się żółtymi refleksami. Na szle pozostawia wyraźne łzy, ma 12,5% alkoholu. W nosie zaraz po otwarciu dominują nuty marakui, w tle czujemy grejpfruta. Zapach bardzo przyjemny, orzeźwiający i owocowy.

To młode wino (rocznik 2013) jest pełne młodzieńczej werwy i świeżości. W smaku zachowana jest dobra kwasowość, szczypiąca w język i sprawiająca wrażenie, jakby wino było delikatnie gazowane. Rozpoznajemy grejpfruta, limonkę i nieco gruszki. Finisz jest lekko gorzkawy, co dobrze równoważy wspomnianą kwasowość.

Robert: Wino trochę jednowymiarowe, dominuje w nim nieposkromiona owocowość. W tym przypadku nie jest to dla mnie wada. Wyróżnia go większa otwartość niż u jego nowozelandzkich krewnych. W tak upalne popołudnie świetnie się sprawdza zamiast zimnego piwa. Podsumowując daję mu 87/100.

Marta: Egzotyka od początku do końca. Bardzo przypadła mi do gustu, od takich butelek uczę się stopniowania napięcia. Zapach sugeruje słodkie tropikalne owoce, smak zaskakuje kwasowością a finisz pozostawia na długo orzeźwienie i świeżość.
Bardzo przyjemna pozycja.

Ciekawe jak smakowało Obamie... Ta butelka to wino skrojone na naszą miarę. Kwasowość orzeźwia, gorzki finisz dobrze ją kontruje, a całość jest poskładana i pasuje jak ulał :) 

Ocena - bardzo dobre.

czwartek, 5 czerwca 2014

Francja z Lidla #2 - Cotes du Rhone Villages 2012

Tydzień temu obiecaliśmy sobie, zrobić mini - przegląd win z francuskiej oferty Lidla. Byliśmy już w Bordeaux, a dziś zawitaliśmy do Doliny Rodanu. Mamy butelkę z apelacji Cotes du Rhone Villages. Kiedyś piliśmy już pochodzące stamtąd wino. Szału nie było, ale nie nażekaliśmy. Sprawdziliśmy, co trafiło się tym razem.

Mamy typowy dla południa Francji kupaż: Grenache, Syrah i Mourvedre. W kieliszku ma ładny malinowy kolor, z delikatnym połyskiem. Transparentne, łzy nie są wyraziste (choć ma 13,5% alkoholu).

Zapach jest delikatny. Mamy głównie czerwone owoce (soczyste czereśnie i truskawki). Czujemy też w tle nuty ziołowe i drzewne. Aromaty są przyjemne, ale początkowo skąpe, trudne do zdefiniowania - trzeba się nieźle wysilić. Dopiero po chwili wino otwiera się i zapach staje się wyraźniejszy. Smak mimo radosnej owocowości i świeżości pozbawiony jest głębi. Kwasowość umiarkowana. Lekko pieprzny finisz pozostawia w ustach szorstkie taniny.

Robert: Lekkie, rześkie, owocowe. Trochę nie w moim stylu, brakuje mi w nim ciała. O ile zapach jeszcze coś zapowiada, to wino przepływa przez usta prawie niezauważalnie. Z drugiej strony za 14,99 zł to radosne i wdzięczne wino. Długo nie mogłem się zdecydować jak mam je ocenić, ale podsumowując daję 82/100, bo dobry owoc to dla mnie za mało.

Marta: Faktycznie lekkie, ale sama lekkość nie ma głębi. Czegoś tu brakuje, niewielka kwasowość może nie wszystkim przypaść do gustu, a z drugiej strony ta trudna do zdefiniowana prostota jest na tyle łatwa w odbiorze, że znajdzie swoich zwolenników. Ja jestem gdzieś po środku. 80/100

Do tej butelki trzeba podejść bez wygórowanych oczekiwań i nastawić się na frajdę z lekkiego i świeżego wina.

Ocena - średnie+.

wtorek, 3 czerwca 2014

Winne Wtorki - Vinho Verde Quinta de Gomariz Loureiro

Temat dzisiejszych Winnych Wtorków to Vinho Verde (czyli Zielone Wino), gatunek wina cieszący się w Polsce coraz większą popularnością. Pochodzi z północnej Portugalii, z regionu Minho. Podstaw jego sukcesu możemy upatrywać w bąbelkach, przystępnej cenie, cukrze resztkowym i Biedronce :) 

Vinho Verde w swojej białej odsłonie (produkowane jest również w czerwonej postaci) powinno być winem lekkim, średnioaromatycznym, delikatnie gazowanym i orzeźwiającym. Wytwarzane jest najczęściej z autochtonicznych portugalskich szczepów - alvarinho lub rzadziej loureiro. Sama nazwa wina nawiązuje do młodości, sugerując, że powinno się je pić jak najszybciej po wytworzeniu. Ale można doszukać się również nut negatywnych, wskazujących na częstą niedojrzałość wina i jego zbyt agresywną kwasowość.

Nasz wybór padł na Quinta de Gomariz Loureiro Colheita Seleccionada 2012. W cenie 35 zł dostępne jest w Winnicach Południa. Kupując je "ostrzegano" nas, że nie jest to typowe Vinho Verde. Rzeczywiście bardzo nas zaskoczyło.

Wino w kolorze jasno złotym z zielonymi refleksami. Jest lekkie, nie zostawia na szkle łez (11,5% alkoholu). Przy tych winach zasadą jest by podawać je mocno schłodzone. Tak też początkowo zrobiliśmy. Pachniało wtedy jabłkami, w smaku było mocno kwaskowe, orzeźwiające, ale płytkie i krótkie. Bąbelki były niemal niewyczuwalne. Jednak dopiero gdy wino się ociepliło pokazało pełnię swojej klasy. W nosie pojawiły się nuty owoców tropikalnych (limonka, melon), delikatne aromaty miodu i drożdży. W smaku kwasowość złagodniała, wreszcie można było poczuć cukier resztkowy (jest go 6,8 g./litr). Finisz jest lekko słonawy, czy też mineralny (ups!). Czujemy nuty brzoskwiń i gruszek. 

Robert: Totalne zaskoczenie. Spodziewałem się, że będziemy zmuszeni pić jakieś kwaskowe, nieciekawe wino. Tymczasem degustowaliśmy butelkę, która nie ma czego się wstydzić. Wino jest wciąż rześkie i lekkie, ale ma głębię i dobry balans pomiędzy kwasowością i słodyczą. Smakowałoby jeszcze lepiej, gdyby za oknem był upał, ale i tak daję 85/100.

Marta: W kieliszku krople jak po ulewie, ostają się na oknie. Zbalansowane, nieprzytłaczające, delikatnie radosne i przyjemne w degustacji. Nie chcę powiedzieć, że kieliszek uzależnia, bo może to źle zabrzmieć, ale na pewno jest miłym towarzyszem. Zasłużona bardzo dobra ocena.

Wino nauczyło nas pokory w spotkaniu ze stereotypami. Zamiast spodziewanego płytkiego kwasiora mamy ładnie zbudowane i ciekawie poprowadzone wino. Pozytywne, miłe zaskoczenie.

Ocena - bardzo dobre.

Pozostali blogerzy prezentują:
Winniczek -  Muralhas de Moncao Vinho Verde 2013 
Czerwone czy białe - Quinta do Burgo Vingo Verde
Winne przygody - Quinta de Lourosa Blue Ocean
Białe nad Czerwonym - Anjos Vinho Verde 2012
Winiacz - Adega de Monção 2013 DOC Vinho Verde
 

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Riesling #5 - Fritz Zimmer Spätlese 2012 (Dobre Wina)

Jest weekend jest riesling!
Dziś wracamy do wersji słodkiej, od której zaczęliśmy naszą przygodę z rieslingiem. Po ostatnich wojażach stwierdziliśmy, że warto będzie spróbować czegoś "z wyższej półki", stąd sięgnęliśmy po rieslinga spätlese Fritz Zimmer 2012. Wino kupiliśmy w Dobrych Winach: cena 52,99 zł. 

Riesling ma jasny, słomkowy kolor z nieco ciemniejszymi, złotymi refleksami. Na kieliszku nie zostawia łez, bo i alkoholu ma w sobie niewiele (jedynie 7,5%). Nos nie jest intensywny. Mamy trochę jabłek i gruszek, w tle nuty masła. W smaku kwasowość jest umiarkowana. Nawet jak na rieslinga z późnego zbioru, poziom cukru jest wysoki, a brak wyraźnie podkreślonej kwasowości go wzmacnia. Wyczuwamy smak miodu, gruszek i nieco owoców tropikalnych (brzoskwinie).

Niestety w ogólnej ocenie butelka nie zrobiła furory. Brakowało jej świeżości; smak i zapach nie urzekał. Przypadek chciał, że podaliśmy ją do pstrąga, i to połączenie okazało się zupełnie nieudane. Brak jego kwasowości w połączeniu z wysokim poziomem słodyczy przytłoczył rybę i przyznajemy się do błędu w tej kompozycji.
Na szczęście uratował go popołudniowy deser: naleśniki ze słodkim twarogiem i truskawkami. Tutaj miał okazję się obronić - w myśl zasady, że do deserów powinno się serwować wina słodsze od samego dania, faktycznie sprostał zadaniu. 

Robert: Wino niejakie. Brakowało mu wyrazistości. Zapach niewiele opowiadał, smak był zdominowany przez słodycz. Największą frajdę sprawiło testowanie jak wino łączy się z daniami. Dlatego daję mu jedynie 80/100.

Marta: To połączenie z rybą będzie mnie prześladowało! Przyznaję, że na przyszłość pomyślimy dwa razy, kiedy będziemy chcieli zestawić tego typu słodycz z białym mięsem pstrąga w sosie chrzanowym. Telefonu ratunkowego do Pawła Białęckiego nie można było wykonać, więc trzeba uczyć się na błędach. Sam riesling polecałabym do deserów o średnim poziomie słodkości, żeby faktycznie dać mu przewagę i poczuć jego smak. W moim przypadku okazało się, że nie jestem miłośniczką takiej słodyczy, ale zapewne znajdzie ona swoich zwolenników. Dla mnie 80/100.

Nasze poszukiwania trwają dalej. Udało nam się wczoraj odwiedzić Wojtka z Winnego Garażu i kolejne opisywane rieslingi będą pochodziły właśnie stamtąd.

Ocena - średnie.

niedziela, 1 czerwca 2014

Wino drugiego dnia - Montezovo Valpolicella Ripasso 2012

Ripasso to metoda produkcji win z regionu Valpolicella. Polega ona na dodawaniu (podczas wytwarzania) osadu pozostałego po produkcji Amarone - które jest innym rodzajem wina produkowanego z podsuszanych gron - w celu wywołania wtórej fermentacji. Ripasso przejmuje wówczas nieco dojrzałości, aromatów i charakteru Amarone, zachowując przy tym owocową świeżość. Ripasso z założenia powinno stanowić wino codzienne, inaczej niż Amarone, które zwane jest winem medytacyjnym. 

Sam region Valpolicella to obszar leżący na północ od Werony, w bezpośrednim sąsiedztwie Jeziora Garda. Według reguł, które rządzą w tej apelacji, wina muszą zawierać mieszankę trzech charakterystycznych szczepów: Corvina, Rondinella i Molinara, z niewielkim dodatkiem kilku innych odmian. 

Dzisiejsza butelka to Montezovo Valpolicella Ripasso DOC 2012 od producenta Azienda Agricola Monte Zovo di Cottini Diego e Figli. Kupiona w Dobrych Winach w ramach promocji w cenie 29,99 zł (cena regularna 49,99 zł).

Wino ma bogaty, krwisty kolor dojrzałego granatu, z ładnym połyskiem. Jest transparentne i zostawia na ściankach gęste łzy (14% alkoholu). W nosie nie jest agresywne. Mamy charakterystyczny aromat rodzynek, tak znany w Amarone, czujemy też wiśniową konfiturę, trochę nut ziołowych i migdałów. Zapach jest lekki, bardzo przyjemny, lecz trochę wycofany. W ustach wino ma średnią budowę, czujemy dobrze zarysowaną kwasowość, przechodzącą w łagodną słodycz. Znowu można zidentyfikować wiśnie, może maliny i zioła. Taniny są delikatne. Smak jest harmonijnie zbudowany, okrągły i zbalansowany. Wino kończy się lekko gorzkim finiszem.

Robert: To wino "drugiego dnia". Początkowo wydało się trochę rozwodnione. Kiedy sięgnąłem po nie kolejnego dnia (gdy pooddychało), aromaty i smak stał się bardziej rozłożysty. Oprócz nut owocowych pojawiło się gorzko-migdałowe tło, wyraźnie wskazujące na kontakt z Amarone. W tej promocyjnej cenie to naprawdę dobre wino. 86/100.

Marta: Na pierwszy plan w zapachu i smaku wysuwa się wiśnia. Owocowość tego wina stanowi jego klasę i plasuje go na dobrym poziomie. 85/100.

Próbowaliśmy je w połączeniu z jagnięciną. W tym duecie ładnie komponowało się z mięsem, a dzięki swojej lekkiej strukturze nie zdominowało dania.

Ocena - dobre +.